Szczelina w murze
Dokument
Czas trwania: 90 minut
Logline
Tragiczna śmierć córek nierozerwalnie zbliża ojców i na przekór wszystkiemu daje początek długoletniej przyjaźni oraz wspólnej misji.
STRESZCZENIE
Rami Elhanan jest Izraelczykiem, a Bassam Aramin Palestyńczykiem. Dzieli ich wszystko.
Podczas spotkania z przyjaciółkami Smadar, córka Ramiego, ginie w wyniku samobójczego zamachu w centrum Jerozolimy. Dziesięć lat później Abir, córka Bassama, zostaje śmiertelnie postrzelona przez młodego izraelskiego żołnierza na przerwie między lekcjami.
Tragiczna śmierć córek nierozerwalnie zbliża ojców i na przekór wszystkiemu daje początek długoletniej przyjaźni oraz wspólnej misji.
Rami i Bassam jeżdżą razem i opowiadają swoje historie w różnych miejscach Izraela, Palestyny i na całym świecie. W Polsce ich wystąpienie ma miejsce na Uniwersytecie Warszawskim. Twarze słuchaczy w różnych krajach, różnych miejscach.
Rami podróżuje na motocyklu, Bassam samochodem. Czasem obaj lecą samolotem, podróżują pociągiem. Są w drodze. Odwiedzają: uniwersytety, klasztory, sale konferencyjne, szkolne aule, świetlice centrów handlowych, czasem teatr. Zawsze opowiadają tę samą historię, w różnych miejscach różnie słyszaną. Właśnie to daje im siłę do życia.
W czasie ich podróży z fragmentów wspomnień budujemy opowieść o życiu dwóch rodzin, egzystujących po dwóch stronach muru. Rodzin, które połączył ból po stracie ukochanego dziecka. Wystąpienia obu ojców w czasie spotkania, wielu spotkań, które odbywają, w których wciąż na nowo opowiadają swoją historię różnym słuchaczom, w różnych miejscach, są montowane ze scenami ich podróży do kolejnych miejsc, rozmów między nimi i rozmów z członkami ich rodzin, a także z fotografiami z prywatnych archiwów, materiałami archiwalnymi z różnych okresów ich życia.
BOHATEROWIE
Rami
Nazywam się Rami Elhanan. Jestem ojcem Smadar. Mam sześćdziesiąt siedem lat, jestem grafikiem, Izraelczykiem, Żydem, jerozolimczykiem od siedmiu pokoleń. I można powiedzieć, że także absolwentem Holokaustu. Moja matka urodziła się w ultraortodoksyjnej rodzinie w jerozolimskim Starym Mieście. Ojciec przyjechał tu w czterdziestym szóstym roku. Rzadko wspominał o tym co widział w obozach, oprócz rozmowy z moją córką Smadar, kiedy miała dziesięć albo jedenaście lat.
Historia, która chciałbym opowiedzieć zaczyna się i kończy pewnego szczególnego dnia w żydowskim kalendarzu, w święto Jom Kipur. Dla Żydów to najświętszy dzień w roku, dzień proszenia o przebaczenia za grzechy.
Jako młody człowiek byłem żołnierzem i w październiku siedemdziesiątego trzeciego roku walczyłem na półwyspie Synaj, to była straszna wojna. Zaczęliśmy z jedenastoma czołgami, skończyliśmy z trzema. Straciłem kilku bardzo bliskich przyjaciół, zabierałem ich na noszach. Z wojny wróciłem jako człowiek rozgoryczony, wściekły, rozczarowany i z jednym celem – odsunąć się jak najdalej od wszelkiego zaangażowania.
Skończyłem studia na Akademii Sztuk Pięknych i Wzornictwa Besaleela. Ożeniłem się z Nurit, doczekaliśmy się czwórki dzieci. Jednym z nich była Smadar. Była pełna życia, zachwycająca, radosna, bardzo piękna. Świetnie się uczyła, pływała, tańczyła, grała na pianinie i uwielbiała jazz. Miałem trzech chłopców i tę mała księżniczkę i wszyscy żyliśmy sobie, jak mi się wydawało, cudownie i spokojnie w Jerozolimie.
Nurit wykładała na Uniwersytecie Hebrajskim. Była córkę generała Mattiego Peleda, izraelska elita. Można powiedzieć, że żyliśmy w bańce, zupełnie odcięci od świata. Tworzyłem grafikę – robiłem plakaty i reklamy. Mieliśmy dobre życie.
Tamtego dnia w dziewięćdziesiątym siódmym roku trzech zamachowców samobójców wysadziło się na środku ulicy Ben Jehudy w centrum Jerozolimy, trzy bomby, jedna po drugiej. Zabili ośmiu ludzi- samych siebie i pięcioro innych, w tym trzy dziewczynki. Jedną z nich była nasza Smadari. Był czwartek, godzina piętnasta. Poszła kupić podręczniki do szkoły, a potem miała lekcję tańca jazzowego. Przyjemny, spokojny dzień. Szła z koleżankami, słuchała muzyki.
Opowiadałem już tę historię tyle razy. Ale zawsze mam coś nowego do dodania. Wspomnienia wracają do człowieka bez końca. Wystarczy zobaczyć otwartą książkę. Usłyszeć zamykanie drzwi, otwieranie okna. Cokolwiek. Motyla.
Jechałem właśnie na lotnisko, kiedy usłyszałem w radiu, że był zamach. Kiedy ktoś mówi o wybuchu, gdziekolwiek, masz nadzieję, że tym razem palec przeznaczenia nie zwróci się w twoją stronę. Każdy Izraelczyk zna to uczucie. Serce zaczyna ci walić. Wykonujesz kilka telefonów. Potem kolejne. Jedziecie z żoną do miasta. Biegasz po ulicach, latasz od szpitala do szpitala, od komendy do komendy. Miotasz się tak przez wiele godzin, aż wreszcie, bardzo późno w nocy, trafiacie z żoną do kostnicy.
Palec przeznaczenia wskazuje na ciebie. Prosto między oczy. Zabierają was do sali. Słyszycie odgłos wysuwanej blachy. Metalowe wałki, gumowe kółka. A potem widzicie coś, czego nie zdołacie zapomnieć do końca życia. Wasza córka. Na stalowym łóżku. I już nigdy nie będziecie tymi samymi ludźmi.
Pogrzebaliśmy ją w kibucu Nachszon, na zielonym wzgórzu w drodze do Jerozolimy. Smadar spoczęła obok dziadka, generała Mattiego Peleda, prawdziwego bojownika o pokój, wykładowcy, członka Knesetu. Był kochany przez ludzi po obu stronach barykady, przyjechali na jego pogrzeb ze wszystkich zakątków tego mozaikowego kraju, Żydzi, muzułmanie, chrześcijanie, przedstawiciele osadników, przedstawiciele rządu, przedstawiciele Arafata, ludzie z zagranicy, zewsząd. A potem pogrzebaliśmy ją obok niego.
Kiedy ktoś zabija ci córkę chcesz wyrównać rachunki. Wyjść i zabić Araba, pierwszego lepszego, wszystkich. Zemsta. To jest najprostszy sposób.
A potem stawia się tej zemście pomniki, rozstawia namioty dla żałobników, pisze pieśni, wiesza tabliczki na ścianach, potem dochodzi do kolejnych zamieszek, znowu coś się dzieje w punkcie kontrolnym, znowu dochodzi do kradzieży kawałka ziemi. Kamień zamienia się w pocisk. A nowy zamachowiec samobójca wywołuje kolejny atak. I tak dalej.
Dawno temu zabijałem ludzi na wojnie. Z daleka, jak w grze komputerowej. Trzymałem karabin. Prowadziłem czołg. Walczyłem w trzech wojnach. Przeżyłem. A koszmarna prawda jest taka, że Arabowie byli dla mnie jakaś rzeczą, odległą, abstrakcyjną rzeczą bez znaczenia.
Palestyńczycy w Jerozolimie, cóż, oni kosili trawniki, wywozili śmieci, budowali domy, zbierali talerze ze stołów. Istnieli, żeby naprawiać nam lodówki w sobotę.
Z początku myślałem naiwnie, że mogę żyć dalej. Wstawałem rano, myłem zęby, próbowałem normalnie żyć. Nie podziałało. Nic już nie było normalnie. Nie byłem tym samym człowiekiem. Nie miałem pojęcia jak się wstaje rano z łóżka.
Po jakimś czasie człowiek zaczyna zadawać sobie pytania. Czy zabicie kogokolwiek przywróci mi córkę? Czy sprawienie komuś cierpienia złagodzi ten nieznośny ból, jaki w sobie noszę?
Zaczynasz się zastanawiać co się stało i dlaczego. Jak coś takiego mogło się wydarzyć? Z jakiego powodu ktoś był tak wściekły, tak zdesperowany, pozbawiony nadziei, że postanowił wysadzić się obok dziewczynki, która nie miała nawet czternastu lat? Co go ukształtowało? W jakim świecie się narodził? Czy to ja go tego nauczyłem? Czy jego rząd go tego nauczył? A może mój?
Później, jakiś rok po zabójstwie Smadar poznałem człowieka, który zmienił moje życie. Opowiedział mi o swoim synu Ariku, żołnierzu, który został porwany i zamordowany przez Hamas. A potem dodał, że założył taką organizację – Stowarzyszenie Rodziców – dla ludzi z Palestyny i Izraela, którzy stracili bliskich, ale i tak pragną pokoju. Zaprosił mnie na spotkanie.
Wchodzili jeden za drugim, było ich bardzo wielu. Arabowie? Naprawdę? Na tym samym spotkaniu co Izraelczycy? Jak to możliwe? Zobaczyłem panią w tradycyjnej czarnej palestyńskiej sukni, z chustą na głowie- mógłbym ją uznać za matkę jednego z zamachowców, którzy odebrali mi córkę. Szła powoli. Dopiero po chwili zobaczyłem, że przyciska do piersi zdjęcie córki. Minęła mnie. Nie mogłem się ruszyć. Ta kobieta straciła dziecko. Moja żałoba była taka sama jak żałoba tej kobiety.
Wszedłem do środka, żeby poznać tych ludzi. Byli tam, ściskali mi dłoń, obejmowali, płakali razem ze mną. Byłem niewiarygodnie poruszony, przejęty. Jakby ktoś walnął mnie w głowę młotkiem i mi ją otworzył. Organizacja zrzeszająca ludzi w żałobie. Izraelczyków, Palestyńczyków, Żydów, chrześcijan, muzułmanów, ateistów, wszystkich. Razem. W jednym pomieszczeniu. Żeby dzielić się cierpieniem. Oni mi pokazali, że nie wisi nad nami żaden wyrok, każący żyć już na zawsze z mieczem w dłoni.
Miałem wtedy czterdzieści osiem lat i to był pierwszy raz kiedy zobaczyłem w Palestyńczykach ludzi.
Nie tylko pracowników na ulicach, karykatury w gazetach, terrorystów, ale prawdziwych ludzi, którzy cierpią dokładnie tak samo jak ja. Zobaczyłem równość bólu.
W Izraelu nie bardzo wiemy czym tak właściwie jest okupacja. Nie mamy pojęcia, jak to jest codziennie przechodzić przez punkt kontrolny. Nie wiemy jak to jest kiedy ktoś odbiera nam ziemię. Jak to jest budzić się z lufą wycelowaną w twarz. Mamy dobre życie. Cappuccino jest smaczne. Plaża otwarta. Tuż za miastem czeka lotnisko. Nie mamy dostępu do informacji o tym jak się żyje ludziom na Zachodnim Brzegu czy w Gazie. O tym się nie mówi. Arabskie wioski otaczamy obwodnicą. Może kiedyś widzieliśmy Zachodni Brzeg, kiedy odbywaliśmy służbę wojskową. Nie wiemy, dopóki nie dojdzie do najgorszego.
Ta rana nigdy się do końca nie zagoi. Rozpaczam. Dołączenie do innych uratowało mi życie. Może i zbudowaliśmy sobie mur, ale on jest w naszych głowach, a ja codziennie staram się go nieco skruszyć.
Nazywam się Rami Elhanan, jestem ojcem Smadar. Powtarzam to codziennie, i każdy dzień staje się nowym początkiem, bo ktoś inny to słyszy. Będę powtarzać te słowa aż do śmierci, to się nigdy nie zmieni, ale ja do końca swoich dni będę się starał zrobić maleńkie pęknięcie w tym murze.
Bassam
Nazywam się Bassam Aramin, jestem ojcem Abir. Jestem Palestyńczykiem, muzułmaninem, Arabem. Mam czterdzieści osiem lat. Mieszkałem w różnych miejscach – w jaskini pod Hebronem, przez siedem lat w więzieniu, potem w mieszkaniu w Anacie, a teraz w domu z ogrodem w Jerychu w pobliżu Morza Martwego.
Kiedy byłem chłopcem razem z kolegami wywiesiliśmy palestyńską flagę na szkolnym podwórku. Wiedzieliśmy, że izraelscy żołnierze dostaną szału. Czekaliśmy aż przyjdą i zaczęliśmy rzucać w nich kamieniami. Byliśmy dzieciakami, nie docierało do nas co się dzieje. Do twojej wioski przyjeżdżają jacyś ludzie, mówiący niezrozumiałym językiem. Kim oni są? Kosmici. Przyjeżdżają w wozach opancerzonych, każą się wylegitymować, mówią: Pod ścianę! Zamknij się! Odwróć się! Na ziemię! Wdzierają się do twojego domu na wzgórzach, odcinają drogę, rozwalają. Aresztują ci ojca, braci, wujków. Zatrzymują cię w drodze do szkoły. Twojego nauczyciela aresztują przed szkolną bramą. Ciebie wkrótce też. Każą ci stać w słońcu przed punktem kontrolnym podczas ramadanu, pod nogami mają lodówki turystyczne z gazowanymi napojami, pstrykają zawleczkami puszek, podczas gdy tu stoisz w pełnym słońcu, czujesz, jak mózg ci się gotuje z gorąca i czekasz…
Gdy miałem siedemnaście lat zamknęła się za mną więzienna krata na siedem lat.
W więzieniu mieliśmy swoją misję, a Izraelczycy swoją. Naszą misją było zachować człowieczeństwo. Ich misją – odrzeć nas z niego.
Któregoś dnia w więzieniu zobaczyłem w telewizji dokument o Holokauście.
Im dłużej oglądałem tym bardziej nie mogłem tego pojąć. Dawali się zagonić do komór gazowych nie stawiali oporu. Dlaczego nie walczyli, nie próbowali uciekać? Nie wiedziałem co mam myśleć. Nie byłem mięczakiem, ale tamtej nocy w celi odwróciłem się twarzą do ściany, owinąłem kocem i zacząłem dygotać.
Postanowiłem zrozumieć kim ci ludzie byli, jak cierpieli i co sprawiło, że w czterdziestym ósmym roku odwrócili role i stali się naszymi oprawcami, ukradli nam domy, zabrali ziemię, zgotowali nam Nakbę, naszą katastrofę. My, Palestyńczycy staliśmy się ofiarami ofiar. Chciałem zrozumieć więcej. Skąd to wszystko się brało?
W więzieniu coraz więcej czytałem i słuchałem. Czytałem o Gandhim. Nie ma mądrości w lufie pistoletu. Czytałem o pokojowym aktywizmie. Powoli do mnie docierało, że przemoc to dokładnie to rozwiązanie, jakiego oczekują od nas przeciwnicy.
Jak zakończyć okupację Palestyny przez Izrael? Okupacja istnieje w każdym aspekcie naszego życia, niesie ze sobą wyczerpanie i gorycz, jakich nikt z zewnątrz nie zrozumie. Odbiera ci jutro. Nie pozwala iść na rynek, do szpitala, na plażę , nad morze. Nie możesz chodzić, jeździć, zerwać oliwki z własnego drzewa, bo znalazło się po drugiej stronie ogrodzenia z drutu kolczastego. Nie możesz nawet spojrzeć w niebo, bo oni tam mają swoje samoloty. Przejęli na własność powietrze nad twoją głową i ziemię pod twoimi stopami. Musisz prosić o pozwolenie, żeby obsiać własną ziemię. Wyważają ci drzwi kopniakami, zabierają dom, opierają nogę na twoich krzesłach. Zabierają twoje siedmioletnie dziecko na przesłuchanie. Takie rzeczy dzieją się codziennie.
Okupacja przeżera nas wszystkich od środka ale jak ją zakończyć?
Wyszedłem z więzienia w dziewięćdziesiątym drugim roku. Od razu się ożeniłem. W dziewięćdziesiątym czwartym urodził nam się synek, Araab, potem córka Amir. Starałem się zrobić co w mojej mocy, żeby mój syn nigdy nie trafił do izraelskiego więzienia, żeby nie rzucał kamieniami. Byłem jednym z czterech Palestyńczyków, którzy zapoczątkowali rozmowy z izraelskimi żołnierzami. Założyliśmy organizację Bojowników o Pokój. Był tam też syn Ramiego, Elik. Tak nasze rodziny się poznały.
Szesnastego stycznia dwa tysiące siódmego roku – dwa lata po zawiązaniu Bojowników o Pokój -moja dziesięcioletnia córka Abir wyszła ze szkoły na przerwę. W pobliżu wejścia do szkoły Abir została postrzelona przez funkcjonariusza izraelskiej policji granicznej. Gumowym pociskiem amerykańskiej produkcji. W tył głowy. Wyszła do sklepiku kupić słodycze.
Nie odzyskała przytomności. Karetka nie mogła dotrzeć do szpitala przez kilka godzin, bo wojsko twierdziło, że przy punkcie granicznym trwają zamieszki.
Nie przeprowadzono dochodzenia. Nigdy się go nie przeprowadza, kiedy to któregoś z naszych zastrzelą. Zazwyczaj nic się nie mówi i nie robi kiedy zostaje zabite palestyńskie dziecko.
Dołączyłem do Stowarzyszenia Rodziców zaledwie kilka dni po odejściu Abir. Zacząłem podróżować z Ramim, jeździliśmy wszędzie po Jerozolimie, Tel Awiwie, Bajt Dżali i opowiadaliśmy w kółko swoje historie. Mieliśmy misję. Żałoba dawała nam siłę. Nie chcieliśmy zemsty. Abir urodziła się w tym samym roku, w którym została zamordowana Smadar. W tym samym szpitalu.
Ten żołnierz był nastolatkiem, kiedy do niej strzelił. Nie miał pojęcia dlaczego to robi.Kto strzela małej dziewczynce w plecy? Widziałem go w sądzie. Powiedziałem mu: ty jesteś też ofiarą. Wykonywałeś rozkazy, zrobiłeś to bez sumienia. Życze ci długiego życia, może sumienie cię obudzi.
Kiedy zabili moją córkę, zabili we mnie strach, niczego się nie boję.
Nie mam już czasu na nienawiść. Inwestujmy w pokój, nie w krew.
W Palestynie mawiamy, że ignorancja to okropna towarzyszka. Nie rozmawiamy z Izraelczykami. Nie wolno nam z nimi rozmawiać – nie chce tego ani Palestyna, ani Izrael. Nie mamy pojęcia kim są ci drudzy.
Postawcie sobie mur i punkt kontrolny, wymażcie Nakbę z podręczników, róbcie, co wam się podoba.
Musimy się nauczyć jak się dzielić tym krajem, bo inaczej będziemy go dzielić w grobach.
Możecie mnie nienawidzić. Budujcie tyle murów, ile chcecie. Jeśli sądzicie, że mur zapewni wam bezpieczeństwo, to prowadźcie go przez swój ogród nie mój.
EKSPLIKACJA REŻYSERSKA
Żyjemy w świecie nasilenia konfliktów wojennych, które bardziej lub mniej oddalone od każdego z nas są obecne w naszych domach poprzez napływające wiadomości, fotografie, filmy, zamieszczane także w mediach społecznościowych.
Wszyscy mamy w pamięci coraz bardziej przerażające obrazy śmierci i zranienia ludzi, w tym dzieci i niemowląt, ofiar ostrzałów i bombardowań.
W jaki sposób w tym świecie nasilającego się przemysłu wojennego można mieć nadzieję na zatrzymanie eskalującej nienawiści, przelewu krwi i drogę do pokoju?
Dwóch bohaterów – Izraelczyk, Rami, i Palestyńczyk, Bassam, wyruszają razem w drogę. Obu dotknęła tragedia utraty ukochanego dziecka, obaj mierzą się z niewyobrażalnym bólem. Wiedzą, że jest to ból, którego nie da się wyleczyć. Można go zamienić w nienawiść, chęć odwetu albo próbować zrozumieć co doprowadziło do tych tragedii i do nieustającego rozlewu krwi. Inwestować w pokój, nie w krew.
Działają w Stowarzyszeniu Rodziców ofiar – zarówno palestyńskich jaki izraelskich. Jeżdżą po całym świecie i opowiadają swoje historie różnym ludziom, w różnych krajach, nie tylko w Izraelu i Palestynie.
Ojciec Ramiego jako nastolatek był w Auschwitz, Rami mówi o sobie, że jest absolwentem Holokaustu. Jedyna osobą, której ojciec Ramiego opowiedział o doświadczeniach obozowych była wnuczka Smadar, która zginęła w samobójczym zamachu Jerozolimie. Trauma dotyka kolejnego pokolenia.
Rami zastanawia się, co doprowadziło młodych Palestyńczyków do wysadzenia się w powietrze obok nastoletnich dziewczynek, w jakim świecie dorastali, jak bardzo byli zdesperowani i zmanipulowani.
W czasie podróży, w których towarzyszymy Ramiemu i Bassamowi poznajemy historie obu rodzin – izraelskiej i palestyńskiej, poprzez wspomnienia, materiały archiwalne, fotografie. Obserwujemy unikalną relację obu ojców połączonych bólem po stracie córek, ale także silną misją pokojową, potrzebą budowania wzajemnego szacunku zamiast opresji i okupacji.
To ich misja, jak zamienić ból, nienawiść, ignorancję w próbę zrozumienia.
To ich zdaniem jedyna droga żeby nauczyć się żyć obok siebie bez agresji i przemocy.
Ich świadectwo, głęboko ludzkie, z otchłani cierpienia, które nie kończy się nigdy, po stracie ukochanych dzieci, pokazuje drogę ku porozumieniu bez przemocy, bez kolejnych ofiar, burzy separacyjny mur, za którym trwa okupacja i opresja.
Są to dwa monologi, ludzi z dwóch stron muru, którzy zwracają się do siebie „bracie”.
Mimo tego, że pochodzą z różnych światów i wszystko ich dzieli połączyła ich przyjaźń, a nawet braterstwo.
Film rozpoczyna się rano i kończy nocą, ale ten symboliczny dzień zawiera nie jedną, ale wiele podróży, bo wielokrotnie Rami i Bassam opowiadają swoje historie różnym grupom słuchaczy w różnych miejscach. Ich monologi zamieniają się w dialog między nimi i w dialog ze słuchaczami. Nie zawsze jest to łatwa rozmowa, czasem muszą mierzyć się z atakiem lub agresją.
Tragiczne historie opowiadane przez bohaterów choć wydarzyły się wiele lat temu trwają we współczesnym świecie przywoływane wciąż na nowo w opowieści. Budzą różne reakcje, czasem nieprzewidywalne. To także portrety ludzi uwięzionych w różnych schematach myślenia.
Konflikt wojenny jest obecny na całym świecie wciąż na nowo. Uczestniczymy poprzez media, obrazy, w różnych wojnach na całym świecie, chociaż najczęściej niewiele wiemy o historii i istocie konfliktu. Wiemy to, co mówią do nas media.
Relacja naszych bohaterów jest osobista, intymna i pozwala zrozumieć obie strony konfliktu w głębokim, ludzkim wymiarze, bez ideologii, polityki, z perspektywy zwykłego człowieka, którym potencjalnie może być każdy z nas. Geografia ma znaczenie.
Film jest opowiadany jakby z dwóch stron muru: Izrael i Zachodni Brzeg.